Wszystkie trzy bezpośrednie mecze na linii Warriors - Thunder w sezonie zasadniczym kończyły się zwycięstwami podopiecznych Steve'a Curry'ego. Obrońcy tytułu osiągnęli ponadto bilans 39-2 w spotkaniach u siebie oraz dotychczas 6-0 w fazie play-off. Twierdza Oracle Arena padła w premierowym meczu finału Konferencji Zachodniej.
Zawodnicy z Oklahomy z minuty na minute grali coraz lepiej, na szczególne wyróżnienie zasługuje lider Thundersów tym sezonie Russel Westbrook. 27- letni rozgrywający gości z pierwszych dziesięciu rzutów w meczu trafił tylko jeden, ale w tej części gry, w zaledwie sześć minut zdobył 19 punktów i Thunder przegrywali już tylko 85:88.
O ile goście rozkręcali się z czasem , tak Warriors obniżali poziom w trakcie meczu. Przez ponad siedem minut decydującej kwarty trafili tylko dwa razy z rzuty z gry i to goście osiągneli ośmiopunktowe prowadzenie.
- Warriors to świetna drużyna, ale nam również niczego nie brakuje. Wiemy co potrafimy i że każdego można pokonać - podkreślił lider drużyny przyjezdnych Russell Westbrook, który mecz zakończył z dorobkiem 27 punktów, 12 asyst i aż siedmiu przechwytów. Kevin Durant zakończył mecz z dorobkiem 26 punktów i dziesięć zbiórek.
Najlepszymi strzelcami pokonanych byli klasycznie MVP sezonu zasadniczego, Stephen Curry (26 punktów) i Klay Thompson (25), jednak w kluczowym momencie skuteczność ich opuściła. Co więcej "Wojownicy" spotkanie zakończyli z 14 stratami (Thunder z 12). Aż siedem z nich popełnił Curry. Na pocieszenie pozostało mu ustanowienie rekordu kolejnych meczów fazy play off z trafionym rzutem "za trzy". To było jego 45. takie spotkanie. Poprzednim rekordzistą był Reggie Miller.
- Porażka w pierwszym meczu, szczególnie na własnym parkiecie, nigdy nie jest miłym uczuciem. Na szczęście drugie spotkanie także zagramy u siebie i będziemy mieli okazję pokazać z jakiej gliny jesteśmy ulepieni - powiedział Curry.
W finale Konferencji Wschodniej Cleveland Cavaliers zmierzą się z Toronto Raptors. Pierwsza konfrontacja we wtorek w Ohio.
Warto przyjrzeć się tej sytuacji bliżej i rozważyć główne za i przeciw a propos obecności Wasilewskiego w reprezentacji w czasie turnieju we Francji.
Podstawowym argumentem przemawiającym za obecnością naszego gladiatora na Euro jest fakt, iż „Wasyl” jest mistrzem Anglii. Nie często zdarza się, że Polak triumfuje w jednej z najlepszej lig na świecie - wcześniej podobny sukces odniósł jedynie Tomasz Kuszczak w Manchesterze United (za to aż czterokrotnie)- i wydaje mi się, że z tego powodu Wasilewski powinien znaleźć się w szerokiej kadrze Polski na ten wielki turniej.
Kolejnym poważnym argumentem, który przemawia na korzyść stopera Leicester jest fakt, że mimo tego, iż w tym sezonie był głębokim rezerwowym, nadal pokazuję solidna dyspozycję. Pokazał to między innymi w meczach przeciwko Evertonowi i Tottenhamowi w Pucharze Anglii. Ponadto "Wasyl" to doskonały kompan i dusza towarzystwa z pewnością lepiej odnalazłby się w zespole, niż Thiago Cionek czy nawet jego główny kontr-kandydat Łukasz Szukała
Jednak jest też druga strona medalu, mniej kolorowa, patrząc ze strony Wasilewskiego. Polski Mistrz Anglii nie powinien pojechać z kadrą na Euro dlatego że, nie jest ulubieńcem aktualnego selekcjonera Adama Nawałki, który wyprowadził reprezentacje z poważnego kryzysu. To, że „Wasyl” nie jest ulubieńcem trenera pokazuje fakt iż, przez drużynę narodową przewijali się m.in. Rafał Kosznik, Adam Marciniak czy Marcin Kowalczyk, a Wasilewski ani razu nie znalazł uznania w oczach selekcjonera.
Niestety liczby także nie przemawiają na korzyść naszego byłego kapitana, 3 ligowe mecze, 5 pucharowych i tylko 720 minut spędzonych na boisku w tym sezonie, to jednak trochę za mało jak na gościa, który ma jechać na Mistrzostwa Europy, nawet jeżeli może pochwalić się tytułem Mistrza Anglii.
Można się głowić i zastanawiać czy faktycznie Marcin Wasilewski zasługuje na miejsce w kadrze, jednak faktem jest to, iż karty rozdaję selekcjoner i to jedynie od niego zależy czy „Wasyl” pojedzie na Euro. Warto tutaj przytoczyć słowa, którymi skomentował całe to zamieszanie Dariusz Szpakowski „pozostawmy co cesarskie, cesarzowi”. Wydaje mi się, że te słowa idealnie obrazują i podsumowują całą tę sytuację.
Link do rozmowy z Dariuszem Szpakowskim na temat wyjazdu Wasilewskiego na Euro: http://euromisja2016.onet.pl/euro-misja-2016-marcin-wasilewski-zasluguje-na-kadre/hxx9fr
24-letni Carreno Busta po raz pierwszy dotarł do finału w tak wysoko klasyfikowanym turnieju. W półfinale pokonał grającego z "trójką" Francuza Benoita Paire'a 6:3 6:3. Sześć lat starszy i dużo bardziej utytułowany od niego Nicolas Almagro powalczy w niedziele o 14 tytuł w karierze. W sobotę wyeliminował rozstawionego z numerem drugim, Australijczyka Nicka Kyrgiosa, zwyciężając 6:3 7:5. Będzie to pierwszy pojedynek między tymi dwoma zawodnikami.
Warto także wspomnieć o dobrej dyspozycji, aktualnie naszej najlepszej pary deblowej, Matkowskiego i Kubota. Marcin i Łukasz rozegrali wspaniały mecz półfinałowy i pokonali Chorwatów Borne Corica i Franko Skugore 6:0 6:2. To ich najlepszy wynik w tym roku, a o pierwszy tytuł powalczą z amerykańskim duetem Butorac/ Lipsky, którzy pokonali w półfinale Treata Hueya i Maxa Mirnyja 6:4 7:5.
Kubot z Matkowskim stworzyli duet z myślą o igrzyskach w Rio de Janeiro. Polacy grają wspólnie od początku roku. Obaj to znakomici debliści, więc spodziewano się po nich świetnych wyników. Niestety, ale szło im poniżej oczekiwań. W dziesięciu dotychczasowych turniejach ich najlepszym wynikiem był zaledwie półfinał w Sydney i w Dubaju. Miejmy nadzieje, że w niedziele pokonają Amerykanów a ten sukces będzie punktem zwrotnym, który skieruje nasz debel na dobre tory.
W dziesięcioletniej historii startów w Stuttgarcie, Polce nigdy nie udało się przebić do finału. Dwa razy w 2011 i 2012 roku docierała do półfinału gdzie pokonywały ją Dunka Karoline Woźniacki oraz Bułgarka Wiktora Azarenka (obie 1 rozstawione).
W sobote Radwańska miała teoretycznie idealną okazje do zdjęcia klątwy z turnieju w Stuttgarcie. O finał grała bowiem z Niemką, Laurą Siegemund sklasyfikowaną w dolnych rejonach pierwszej setki rankingu WTA.
Drogi obu tenisistek skrzyżowały się jedynie dziesięc lat temu, bowiem występy mnej znanej reprezentantki gospodarzy zwykle ograniczały się do kwalifikacji większych turniejów. W Stuttgarcie gdzie mieszka Niemiecka tenisistka, było jednak inaczej. Bez problemu, przebrneła przez eliminacje a następnie odprawiła z kwitkiem trzy zawodniczki z czołówki światowego tenisa damskiego, Anastazję Pawluchenkową, Robertę Vinci oraz Simonę Halep, której w drugiej rundzie oddała zaledwie trzy gemy.
Laura Siegemund wliczając w to trzy rundy eliminacji w drodze do finału, w rodzinnym mieście nie straciła ani jednego seta ! Los koleżanek bowiem niestety podzieliła Agnieszka Radwańska, która przegrała z mniej znaną Niemką 4:6 2:6. W drugim półfinale Angelique Kerber pokonała Petre Kvitovą 6:4 4:6 6:2.
Naszczęscie mimo porażki w półfinale, nasza rodaczka pozostanie na 2 miejscu w rankingu, nawet przy ewentualnym zwycięstwie Niemki polskiego pochodzenia i triumfatorki tegorocznego Australian Open, Angelique Kerber. Warto także zaznaczyć, iż nigdy wcześniej w finale turnieju w Stuttgarcie nie spotkały się dwie Niemki.